14 października 2015

August & September Favourites '15


Po kolejnej długiej przerwie znowu wracam. Trochę się rozleniwiłam i przyznaje, że ilość nauki w 2 kl. liceum mnie przerosła. To w sumie główny powód dlaczego mnie tu nie było. Jednak już się ogarnęłam i wracam do pisania.



Ze względu na to, że nie miałam wystarczająco dużo ulubieńców w sierpniu postanowiłam połączyć ich z wrześniowymi.
Jak pewnie u większości zaczął się już nowy rok szkolny, co oznacza kolejne sprawdziany, kartkówki, wypracowania i przygotowania do wielkich testów (w moim przypadku do matury). Jak wcześniej już pisałam dobrze wiedziałam, że w drugiej klasie będzie zdecydowanie więcej nauki ale nie sądziłam, że aż tyle. Jednak nie można się poddawać i trzeba żyć dalej (jakie to głębokie ;]).


Wróćmy już do ulubieńców. Ostatnimi czasy skończył mi się mój korektor z Manhattanu (którego szczerze nie polecam) i wymieniłam go na Bell. Szukałam czegoś taniego i w miarę kryjące ale nie za ciężkiego. Z polecenia dziewczyn z YouTube zdecydowałam się właśnie na ten korektor. Bardzo fajnie kryje cienie pod oczami, nie waży się i jest lekki. Dodatkowo w palecie kolorów jest jasny odcień co dla bladziochów jest zbawieniem. Za taką cenę jest wart wypróbowania :).


Następnym ulubieńcem jest kredka do ust z Golden Rose. Przez spory czas szukałam czegoś do ust w stylu Kylie Jenner i nie uśmiechało mi się wydawać ok. 90 zł na pomadkę z Mac'a. Więc zaczęłam szperać po internecie. Nigdy w życiu nie miałam w ręku pomadki Whirl z Mac'a ale ponoć ten odcień kredki jest jej odpowiednikiem. Stwierdziłam, że czemu by nie spróbować. Od kredek do ust już od jakiegoś czasu jestem "uzależniona" i z wielką przyjemnością kupiłam kolejną.


O tej kredce do oczu słyszałam już bardzo dawno. Nie wiem czemu długo zbierałam się do jej kupna i w końcu kupiłam. Jest ona idealna na linię wodną ponieważ jest koloru cielistego więc nie rzuca się tak bardzo w oczy jak biała, a faktycznie daje efekt powiększonego oka i w dodatku wytrzymuje prawie cały dzień. Trzy razy na tak.


Kolejna nowość = kolejny ulubieniec.
Pędzel z Real Techniques wyczaiłam w Rossmanie i to dodatkowo na promocji. Bez wahania go wzięłam, bo był tańszy od tych na internecie. No i teraz w końcu mam swój pierwszy pędzel do podkładu z którego jestem w 100% zadowolona. Daje zdecydowanie lepszy efekt końcowy niż jakbym nakładała podkład palcami. Jedyną wadą używania pędzli jest to, że trzeba je myć  (czego nigdy mi się nie chce robić xd).


Jak już wcześniej wspominałam należę do grupy osób w miarę bladych i dodatkowo jeszcze nigdy nie opaliłam się w wakacje tak jak sobie wymarzyłam. Nie sądziłam, że będę kiedykolwiek używać samoopalaczy ale jednak znowu pod wpływem YouTube przekonałam się do tej pianki z Bielendy. Daje ona bardzo fajny efekt skóry muśniętej słońcem, nie robi plam czy smug, a efekt nie jest sztuczny. Czasem warto pooszukiwać dla lepszych efektów.


No i kolejnym ulubieńcem jest również samoopalacz tylko tym razem pod nazwą rajstopy w spreju. Może brzmi to dziwnie ale faktycznie daje efekt rajstop. Idealnie sprawdziło mi się na weselu w wakacje kiedy wszyscy byli pewni, że opaliłam się tak na wyjeździe do czasu aż nie zdradziłam im małej tajemnicy. Rajstopy w spreju z Sally Hansen dają zdecydowanie mocniejszy efekt niż pianka z Bielendy i są też zdecydowanie droższe ale naprawdę warto (dodam też że produkt jest bardzo wydajny, a na internecie znajdziecie go w niższej cenie).


Rzecz niezbędna podczas wyjazdów - selfie stick. Niby zwykły patyk ale za to jaki przydatny. W wakacje używałam go nieustannie i nie było problemu żeby prosić kogoś o zrobienie zdjęcia. W moim wypadku jest to rzecz niezastąpiona.


Wakacje = więcej czasu na rzeczy których normalnie bym nie robiła. Kolejna książka którą przeczytałam i bardzo polecam osobom interesującym się takimi klimatami albo chociaż ciekawi ich, w jaki sposób kobiety dawały sobie radę podczas powstania. Książka jest niesamowicie poruszająca.  Pokazuje z różnych stron jak kobiety przeżywały powstanie. W książce zawarte są historie kobiet (wtedy młodych dziewczyn), które mówią o swojej histori - życie w harcerstwie, pomoc jako sanitariuszka, a nawet poród i walka o przeżycie razem z noworodkiem. Niesamowite historie które dają wiele do myślenia.


Ostatnim ulubieńcem tradycyjnie jest muzyka. W tym wypadku padło na nową piosenkę Justina w której po prostu się zakochałam. Dajcie znać co o niej sądzicie ;).

To na tyle w tych ulubieńcach. Teraz już oficjalnie wracam do blogowania. Fo zobaczenia w następnym poście :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz